sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział XXXVII

Isleen przemierzała pokój długimi, niespokojnymi krokami. Dręczyły ją wątpliwości i poczucie winy, które tej nocy nie dały jej spokojnie zasnąć. Kiedy tylko zamykała oczy ukazywał jej się obraz twarzy Eleny patrzącej niewidzącymi oczami w przestrzeń, a zaraz potem jej myśli zajmowała maleńka istota żyjąca w jej łonie. Widać jej instynkt macierzyński był już tak silny, że chciała ochronić każde dziecko w okolicy, ale akurat w tym wypadku nie mogła nic zrobić i przez to czuła się taka przybita. Świadomość, że razem z Eleną życie straci jej dziecko była nie do zniesienia.
Popychana silnymi emocjami nawet nie zorientowała się kiedy znalazła się w małym, obskurnym pokoiku zajmowanym przez kolejną niesłusznie więzioną przez Klausa osobę. Elena siedziała pod ścianą rękami obejmując kolana, a jej ciałem co jakiś czas wstrząsały dreszcze.
Isleen podeszła powoli do dziewczyny i spojrzała w tą zrozpaczoną, nieprzytomną twarz. Wiedziała, że toczy sama z sobą walkę, którą powoli przegrywa. Zrezygnowana i zła na siebie wyciągnęła rękę i dotknęła ramienia Eleny czując uspakajający przepływ magii. Wiedziała, że nie może dawać z siebie aż tak wiele, ale nie miała wyjścia. Musiała. Czuła, że to jest dobre.
Wyczerpana odsunęła się od dziewczyny i usiadła na przeciw niej oddychając nierówno. Przez jej umysł przepływało mnóstwo sprzecznych myśli. Z jednej strony czuła, że to co zrobiła tej dziewczynie było złe i zepsuło jej życie, ale z drugiej pojawiała się jej własna przeszłość. Jej i dziecka. Gdyby odwróciła się od Klausa świat dosłownie pożarłby ją i małą. Nie mogła sobie na to pozwolić i wiedziała, że to jedyne wyjście.
Po około dziesięciu minutach Elena drgnęła nieznacznie, a zaraz potem jej przerażone oczy utkwiły w twarzy Isleen. Nie były już tak nieobecne jak przedtem. Teraz powoli zachodziły się mgłą, która po chwili przerodziła się w łzy.
Isleen zerwała się z podłogi i podeszła do Eleny. Dziewczyna wyglądała jak jedno wielkie nieszczęście, ale nie można było się temu dziwić. Działanie czaru osłabiło ją, a również świadomość, jak blisko czai się śmierć nie była podbudowująca.
Czarownica przyklękła przy dziewczynie i zaczęła się jej intensywnie przyglądać. Nie miała pojęcia co robić.
-Klausowi udało się osiągnąć cel?- Zupełnie nie takiego pytania spodziewała się Isleen kiedy Elena zwróciła w jej stronę twarz. Zbita z tropu przynajmniej pół minuty zastanawiała się nad pobudkami kierującymi panną Gilbert do zadanie tego pytania. Gdy nie potrafiła znaleźć żadnego, rozsądnego wytłumaczenia postanowiła powiedzieć prawdę.
-Tak. Odnalazł Katherine.
-Czy teraz będę mogła wrócić do domu?- W oczach dziewczyny mignęła nadzieja, ale zaraz potem zniknęła gdy zobaczyła minę Isleen będącą niemą odpowiedzią.
-Co Klaus chce teraz ze mną zrobić?- Elena podciągnęła kolana jeszcze wyżej pod brodę i skuliła się.
-Nie wiem. Działanie czaru jest bardzo destrukcyjne. Dzięki właściwościom sobowtórów zostałaś połączona z Katherine, ale to Cię niszczy.- Zanim wiedźma zorientowała się co mówi, było już za późno. Elena wybuchła szlochem pomieszanym z urywanymi zdaniami.
-Ja... Nie chcę...Dlaczego?...Przecież ja nic...- Łkała.
Patrząc na jej rozpacz kobieta miała ochotę wstać i jak najszybciej uciec, odciąć się od wszystkich problemów, ale nie mogła.
-Spokojnie Eleno.- Isleen starała się mówić spokojnie i przekonująco.- To nie twoja wina.
-Ale ja nie chcę umierać nie rozumiesz?!- Łkanie i słabość zamieniły się nagle w gniew.- To nie będzie tylko moja śmierć. To będzie śmierć dziecka! Dziecka Damona! Mojego i Damona! Ja nie chcę...
Isleen przyglądała się tej scenie, ale nie mogła być tylko biernym uczestnikiem zdarzeń. Wiedziała, że musi coś zrobić, ale jednocześnie bała się. Tak cholernie się bała starcia z Klausem. Wiedziała, że to była właśnie ta sytuacja życiowa w której żadne wyjście nie będzie dobre. Jakkolwiek postąpi popełni błąd.
Ogrom tych emocji powoli ją przytłaczał. Wiedziała, że teraz powinna wesprzeć Elenę i powiedzieć jej, że zrobi wszystko, żeby jej pomóc, ale nie mogła. Zamiast tego podniosła się na nogi i ruszyła w stronę drzwi ostatni raz odwracając się. Serce przeszedł jej dreszcz, gdy napotkała parę nienawidzących i pełnych pogardy oczu dziewczyny, którą właśnie tak bezwzględnie wystawiła na śmierć.

                                 

                                                                          ~*~
Tłum ludzi przewijał się przez jedno z lotnisk w stanie Virginia. Jedni w pośpiechu mknęli w stronę odpraw samolotowych, inni opuszczali budynek, szczęśliwi, że wreszcie dotarli do celu. Właśnie wśród tych drugich była Katherine, z tą jednak różnicą, że wcale nie była szczęśliwa. Toczyła ze sobą walkę, nie wiedząc co właściwie robi. Nie mówiąc nic Stefanowi spakowała się i pierwszym lepszym samolotem wróciła do Stanów. Normalnie nigdy nie zgodziłaby się podróżować tak niską klasą, siedząc obok bachora z chorobą lokomocyjną, czy jak to się zwie. Była przystosowana do luksusu, ale tym razem nie miało to znaczenia. Musiała wrócić do Mystic Falls. Jak najszybciej. Gdzieś głęboko, bardzo głęboko czuła, że zbliża się niebezpieczeństwo, ale gdy tylko patrzyła na szkatułkę, którą przykrytą płaszczem trzymała niczym dziecko w dłoniach, to uczucie znikało. Zastępowało je poczucie, że musi ją oddać. Oddać Klausowi, bo to jego własność.
Katherine wyszła przed budynek lotniska rozglądając się na boki, upewniając się, że nikt nie zwraca na nią większej uwagi. Nie mogła wziąć taksówki. Było to zbyt niebezpieczne, a poza tym żadna nie zawiozłaby ją do oddalonego ponad 300 kilometrów Mystic Falls. Zamiast tego skierowała się do znajdującej się w pobliżu wypożyczalni samochodów.
Na miejscu wzięła pierwszy lepszy model i odetchnęła z ulgą kiedy wreszcie usiadła za kółkiem. Była już bezpieczna. Teraz nic nie mogło się stać szkatułce leżącej obok niej na siedzeniu. Zadowolona, że wszystko tak dobrze poszło włożyła kluczyk do stacyjki i odpaliła wóz, który wolno wytoczył się z parkingu, by już po chwili mknąć w stronę celu.

                            

                                                                      ~*~
-Naprawdę uważasz, że to dobry pomysł?- Zapytał Damon Elijaha.
 Byli w pensjonacie Salvatora, ale wampir za nic nie mógł się skupić. Wiedział, że czas leci nieubłaganie i że niedługo może być za późno na cokolwiek. Miłość do Eleny i strach odbierały mu umiejętność trzeźwego myślenia, które było teraz niezbędne. Jak to jest, że zawsze wszystko musi iść nie tak jak powinno?
-Nic lepszego nie wymyślimy.- Odparł Pierwotny i pociągnął spory łyk ze szklaneczki jaką trzymał w ręce.
-Dalej nie jestem przekonany.
-Jeśli mogę się wtrącić.- Dodał Alaric.- To uważam, że Elijah ma rację. Plan może nie jest jakiś doskonały, ale lepsze to niż nic. Damon.- Saltzman zwrócił się w stronę Salvatora.- Musimy coś zrobić zanim będzie za późno.
-Myślisz, że tego nie wiem?!- Krzyknął wampir, który za nic nie mógł się już kontrolować.
-Ostatniego czego nam teraz potrzeba to kłótnia panowie. Lepiej zabierzmy się, za wykonywanie zadania. Ja postaram się porozmawiać z bratem i odwrócić jego uwagę. Może kiedy straci czujność powie mi co zrobił z Eleną. Kiedy już się czegoś dowiem zadzwonię do was i zajmiecie się resztą.- Elijah wstał i podszedł do drzwi.
-Tylko nie spieprz tego!- Krzyknął za nim Damon.

                             

                                                                    ~*~
Klaus z triumfalnym uśmiechem odłożył słuchawkę telefonu. Właśnie jedna z jego hybryd przekazała mu informacje, że Katerina jest juz 100 kilometrów od Mystic Falls. Wszystko szło jak po maśle. Przez jeden moment zwątpienia martwił się, że plan nie wypali, ale przecież to nie mogło się zdarzyć. W końcu on zawsze wygrywał. Nie miał pojęcia co by zrobił, gdyby szkatułka wpadła komuś innemu w ręce. Swoją drogą zastanawiające było to dlaczego Katerina sama ni wykorzystała jej zawartości, ale prawdopodobnie wolała najpierw ugrać coś więcej. Zawsze była zbyt zachłanna i w tym wypadku to ją zgubiło.
Klaus przerwał rozmyślania słysząc kroki zbliżające się do gabinetu. Po chwili w drzwiach ukazała się głowa Caroline.
-Mogę?- Zapytała.
-Caroline. Jak miło cię widzieć! Wejdź.- Dziewczyna lekko zmieszana tym przyjaznym tonem weszła do pokoju i zamknęła za sobą drzwi.
-W czym mogę Ci pomóc?- Klaus był tak zadowolony z powodzenia swojej misji, że nie zwracał nawet uwagi na to jak przesadnie miły się stał.
-Chciałam tylko zapytać czy wszystko poszło tak jak tego chciałeś?- Care przysiadła na krawędzi biurka i uśmiechnęła się przyjaźnie, przez co Klaus poczuł się jakoś dziwnie. Była taka piękna, że nie mógł oderwać od niej oczu.
-Poszło nawet lepiej.- Odparł.- Katherine już jedzie do Mystic Falls z moją szkatułką.
-Szkatułką?
-Widzisz kochanie.- Klaus wstał i zaczął się przechadzać po pokoju.- W tej szkatułce jest coś, co sprawi, że będę musiał się bać.
-Bać?- Caroline przeszedł dreszcz. Przez więź jaką czuła z Pierwotnym okropnie martwiła się o niego i interesowało ją wszystko co było z nim związane.
-Nie martw się słonko.- Klaus podszedł do niej i popatrzył w jej w oczy.- Nic mi nie będzie i duża w tym twoja zasługa. Gdyby nie twoja pomoc byłoby trudniej.- Uśmiechnął się do dziewczyny, a jej serce zabiło szybciej.
-Ja...-Jęknęła, ale urwała, bo Klaus wziął w palce kosmyk jej włosów i zaczął się nim bawić.
-Co mówiłaś, my love?- Spytał niby to od niechcenia oglądając z każdej strony kosmyk włosów.
-Ja po prostu...- I znów nie dokończyła zdania, ponieważ Pierwotny pochylił się i zaczął całować jej szyję.
Caroline czuła jakby rozpływała się pod jego ustami. Nie była w stanie się poruszać tylko biernie poddawała się jego pieszczotom. Wstrzymała oddech, gdy usta Klausa zawędrowały coraz bliżej jej ust, a gdy tylko się spotkały oddała bez wahania pocałunek wplatając ręce w jego włosy.
Chociaż nie zdawała sobie z tego sprawy to tak długo na to czekała. Odkąd spotkała Klausa jej całe życie uległo przemeblowanie. To on stał się najważniejszy.
Ręce Klausa stale błądziły po jej ciele odkrywając coraz więcej i śpiesząc się jakby zaraz Care miała zniknąć. Już po chwili zrzucił z niej zieloną sukienkę w którą była ubrana, a następnie odsunął się mimo protestów dziewczyny.
-Co się stało?- Oddech Care był przyspieszony, ale jakoś zdołała wydusić z siebie to zdanie mimo trudności.
Klaus tymczasem oddalił się lekko i z westchnieniem spojrzał na nią pełen podziwu.
-Jesteś piękna Caroline.

                             
__________________________________________________________________
Witajcie Kochani!
Oto nowy rozdział po dłuuuuugim czasie nieobecność. Trudno było mi wcześniej znaleźć chwile, jako że koniec roku to najgorsza rzecz jaka może być. Pełno sprawdzianów, kartkówek, wystawianie ocen... Po prostu masakra, ale już jestem.
Jestem strasznie zadowolona z tego rozdziału. Sama nie wiem dlaczego, ale po prostu jestem z siebie dumna. Mam nadzieję, że podzielicie moje zdanie co do moich wypocin.
Chciałabym Was poinformować, że niestety zamierzam dodać jeszcze tylko dwa co najwyżej trzy rozdziały, jako że ta historia jak i wszystko inne dobiega już końca.
Komentujcie :D
Pozdrawiam Was serdecznie ~ Annabelle 

sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział XXXVI

Jesienna pogoda coraz bardziej dawała się we znaki mieszkańcom Mystic Falls. Przez ulicę przechodzili ludzie trzymający w rękach parasole, śpiesząc się byle tylko jak najszybciej znaleźć się w jakimś suchym miejscu. Do całej tej scenerii nie pasowało tylko jedno. Ciemnowłosy mężczyzna szedł chodnikiem, szybkim krokiem, w ogóle nie zwracając uwagi na spadające na niego krople. Miał skupioną twarz i oczy skierowane w ziemie. Zatrzymał się przy Mystic Grillu i wszedł do środka poprawiając ręką przemoczone włosy. Podszedł do baru i przysiadł się do Alarica. Mężczyzna popatrzył na niego z lekkim zdziwieniem.
-Damon? Co ty tu robisz stary? Myślałem, że jesteś z Eleną.- Wampir popatrzył na niego lekko rozkojarzonym spojrzeniem, tak bardzo nie pasującym do tej pewnej siebie twarzy. Gestem ręki skinął na kelnera, którego znał już dobrze, jako, że był stałym bywalcem baru i szybko opróżnił kieliszek. Alaric przyglądał mu się marszczą brwi. Już myślał, że Damon nie odpowie na jego pytanie, kiedy wreszcie przerwał ciszę.
-Znowu ją zawiodłem.- Alaric popatrzył na niego pytająco.                                                                   
-Obiecałem, że będę ją chronił, a ona... ona zniknęła. Znowu.- Przez twarz Saltzmana przemknęło zdziwnie.
-Żartujesz sobie stary?! Twoja dziewczyna zniknęła, a ty tak po prostu tu sobie siedzisz i użalasz się nad tym jak to ją zawiodłeś. Rusz się Damon. Dźwignij dupę z krzesła i zrób coś do cholery zanim będzie za późno!- Przez chwilę Salvatore wyglądał jakby nic z tego do niego nie dotarło, ale nagle jakby oprzytomniał. Słowa Rica podziałały na niego jak kubeł zimnej wody. Nie miał pojęcia co go tak zamroczyło, ale to teraz nie miało znaczeni. Zerwał się z krzesła w nagłym przypływie złości na osobę, która odważyła się skrzywdzić najważniejszą kobietę w jego życiu. Klaus. Wiedział, że w pojedynkę nie ma z nim szans, ale czuł, że wie co powinien zrobić.
-Stary, potrzebuję twojej pomocy.- Alaric uśmiechnął się szelmowsko.
-Myślałem, że już nie poprosisz.

                  

                                      ~*~

Ciepłe promienie słoneczne ogrzewały pustą plażę na Maderze. Szła przez nią kobieta o ciemnych włosach i zagadkowym spojrzeniu. Rozglądała się wokoło, rozkoszując się ciszą i spokojem. O tej porze roku niespotykana była tak mała liczba turystów na Portugalskiej wyspie, ale akurat na tym prywatnym odcinku plaży nie było to dziwne. Kobieta idąc, skierowała swoje kroki w stronę ogromnej willi położonej zaraz obok. Brnąc przez piasek, dotarła w końcu na taras gdzie rozsiadła się wygodnie na leżaku. Po chwili obok niej pojawił się mężczyzna ubrany jedynie w strój kąpielowy. Uśmiechnął się do niej szeroko na powitanie.
-Nie sądzisz, że taka sceneria do nas nie pasuje? Co się z nami stało? Jak to możliwe, że wielka Katherine Pierce zaszyła się na tej wysepce z dala od cywilizacji?
-Daj spokój Stefan. Przecież wiesz, że to tylko chwilowe rozwiązanie.- Kobieta popatrzyła na niego z pod przymrużonych powiek.- Cieszmy się tym co mamy.- Stefan zmarszczył brwi, ale nic nie odpowiedział, tylko usiadł przy stoliku i wyciągnął nogi przed siebie. Na chwilę nastała cisza, przerywana jedynie szumem fal uderzających o brzeg, ale zaraz potem kobieta wstała i ruszyła w stronę oszklonych drzwi.
-Przydałby mi się prysznic. Jak chcesz możesz do mnie dołączyć.- Katherine posłała mężczyźnie wymowne spojrzenie, na co on tylko wzruszył ramionami. Pokręciła głową z niedowierzaniem i weszła do środka. Salvatorowi wciąż było trudno przyzwyczaić się do tej sytuacji. Jaki normalny mężczyzna odmówiłby w takiej sytuacji, zwłaszcza, że spędzili już wspólnie kilka ciekawych nocy? Katherine była pewna, że nawet gdyby nie wiadomo jak bardzo się starała, to w jego głowie wciąż siedzi Elena. Kochana, słodziutka Elena.
Katherine sfrustrowana zrzuciła z siebie koszule i weszła pod zimny prysznic, spłukujący z jej ciała wszystkie problemy. Po tej relaksującej czynności wyszła z kabiny i owinęła się ręcznikiem i podeszła do śnieżnobiałej umywalki nad którą wisiało ogromne lustro. Zaczęła się w nim przeglądać badające rysy swojej twarzy. Jak zawsze piękna i to nigdy się nie zmieni.
Zadowolona z siebie, schyliła się, chcąc wyciągnąć z szafki pod zlewem szczotkę. Gdy z powrotem zwróciła wzrok na swoje odbicie zamarła w niemym okrzyku przerażenia. Nie to spodziewała się zobaczyć. Tuż za nią w lustrze mieniła się w porannym słońcu postać Klausa. Kobieta, przerażona, nie miała nawet odwagi się odwrócić. Stała tylko wpatrzona w jego zadowoloną twarz. Spodziewała się, że zaraz rzuci się na nią, albo przebije ją kołkiem, ale nic takiego się nie wydarzyło. Zamiast tego Pierwotny odezwał się tym swoim głębokim głosem i brytyjskim akcentem.
-Długo kazałaś mi siebie szukać Katerina. Przyznam, że powoli zaczynało mnie to irytować, ale wszystko dobre co się dobrze kończy, nieprawdaż moja droga?- Kobieta nie mogła wydusić z siebie słowa. Jak zahipnotyzowana wpatrywała się w jego odbicie.
-Widzisz, od zawsze w mojej rodzinie występowała pewna cecha. Upór. Mikealsonowie nigdy się nie poddają, a przy okazji nienawidzą zdrajców. Zawiodłaś mnie Katerina. Teraz chciałbym, żebyś oddała mi moją własność. Masz przyjechać do Mystic Falls z moja szkatułką, rozumiemy się?- W pierwszej chwili Katherine poczuła lekkie rozbawianie, ale nie miała pojęcia co je spowodowało. Może po prostu wydało jej się to śmieszne, skoro Klaus sądził, że zgodzi się na wszystko. A jednak. Poczuła, że musi to zrobić. Coś wewnątrz niej krzyczało, że tak trzeba. Zdziwiona swoim zachowaniem, wolno kiwnęła głową w stronę jego odbicia na znak zgody i odwróciła się, ale jego już nie było.

                     

                                      ~*~
-I jak poszło?- Isleen swoim głosem przerwała kontakt wzrokowy Klausa i Eleny.
-Tak jak się spodziewałem. Zaklęcie działa. Właśnie za pośrednictwem naszej drogiej Eleny sprowadziłem tą małą sukę z powrotem do Mystic Falls.- Pierwotny uśmiechnął się szeroko.
-A co z nią?- Isleen wskazała wzrokiem na pannę Gilbert siedzącą na podłodze z niewidzącym wzrokiem wbitym w ścianę.
-Ty mi powiedz. Nie jestem specjalistą w tej dziedzinie.- Czarownica zaczęła obchodzić dziewczynę w około uważnie jej się przyglądając.
-Chyba jest w jakimś szoku. Dodatkowo destrukcyjny wpływ zaklęcia już chyba zaczął działać.
-Wygląda na to, że problem co z nią zrobić niedługo rozwiąże się sam.- Gdyby nie okoliczności, Klaus nie zabiłby tej dziewczyny. Był pewien, że pozwoliłby jej żyć sobie spokojnie u boku tego głupka z dzieciaczkiem u boku, ale cóż. Taki los. Tak się złożyło, że była mu potrzebna i nic na to nie dało się poradzić. Skutki zaklęcia były takie, a nie inne, więc teraz nie było co się już nad tym zastanawiać. Klamka zapadła. Elena Gilbert niedługo pożegna się z życiem.


            

                                      ~*~
-Więc uważasz, że powinienem ci pomóc, ponieważ…?- Elijah przyglądał się bacznie Damonowi, jakby chciał odgadnąć jego myśli. Zdziwiło go nieoczekiwane pojawienie się Salvatora. Właściwie nie miał nawet pojęcia jak udało mu się go znaleźć, ale teraz nie to było ważne. Po zniknięciu Eleny utrzymywał stały kontakt z Bonnie i z tego co wiedział nie wszystko układało się dobrze, ale miał związane ręce. Klaus postarał się o to, żeby skutecznie go wyeliminować z gry porywając Lexi w obliczu czego, starszy Mikaelson był bezsilny. Długo zajęły mu poszukiwania przyjaciółki, ale gdy okazały się owocne postanowił dokończyć sprawę z panną Gilbert. Musiał zadbać o to, żeby nikt już nie ucierpiał z ręki jego brata.
-Ponieważ, już wcześniej byłeś chętny, żeby się wmieszać w tą sprawę, więc nie uwierzę, że tak nagle przestałeś się interesować.- Pierwotny uniósł brwi w geście niedowierzania, ale nic nie odpowiedział. Postanowił potrzymać go trochę w niepewności. Podobała mu się determinacja Salvatora i nawet podziwiał takie oddanie, bo chociaż żył już ponad tysiąc lat, rzadko zdarzało się coś takiego zobaczyć. Damon dalej ciągnął swój monolog wymieniając coraz to nowe powody, dla których Elijah powinien mu pomóc w czasie, gdy Pierwotny wstał i nalał sobie szklankę wody.
-Zgadzam się.- Damon, zbyt pochłonięty mówieniem początkowo, nawet tego nie usłyszał, ale już po chwili przerwał w pół zdania patrząc zdziwionym wzrokiem w stronę towarzysza.
-Zgadzasz się?
-Oczywiście. Nie wiem, co cię tak dziwi. W końcu już wcześniej ofiarowałem swoje wsparcie. 

                 
______________________________________________
Hej, hej!! :D 
Nowy rozdział trochę chaotyczny, ale nie dałam rady tego zmienić. Wydaje mi się, że za dużo się dzieje, ale nie wiem, czy to plus czy minus. 
Przyznam, że dobrze mi się pisało ten rozdział. Mogłam przenieść akcję z dala od Mystic Falls, chociaż na chwilę i wróciło wiele osób. Katherine, Stefan, Elijah. Właściwie, to nie wiem dlaczego usunęłam Pierwotnego na tak długo. Gdzieś mi się po drodze zgubił i musiałam wymyślić powód dla którego go tak długo nie było. Dobrze, że kiedyś tak, kiedyś wspominałam o jego przyjaźni z Lexi (zakładam, że już nie pamiętacie, bo ja sama musiałam tego długo szukać xd)
W każdym razie jestem nawet zadowolona, oczywiście nie jest idealnie, ale w miarę :D 
Na końcu jeszcze informacja. Dodałam zakładkę Informowani. Jeśli ktoś chce być powiadamiany o nowej notce piszcie w komentarzu. Tak będzie mi dużo łatwiej, bo gubię się już w tym wszystkim :D 
Pozdrawiam Was i zachęcam do komentowania ~Annabelle

niedziela, 16 marca 2014

Rozdział XXXV

Elena oddychała głęboko, walcząc ze strachem popychającym ją do otworzenia oczu i zobaczenia, co dzieje się wokół niej. Wiedziała, ze nie jest sama i nie mogła ujawnić, ze już się obudziła. Klaus przemienił ją w wampira, a to oznaczało, ze jeśli się nie pożywi, umrze. W tej sytuacji nie było to nawet najgorsze rozwiązanie, zważywszy na to, że i tak ją to czekało. Klaus powiedział, że połączy jej życie z Katherine, a potem wszystko się skończy. Gdyby teraz się nie pożywiła, skróciła by ten cały cyrk, ale była pewna, że Pierwotny jej na to nie pozwoli. Co jak co, ale sprytu mu nie brakowało. 
Słysząc w pobliżu jakiś ruch, Elena napięła mięśnie i odważyła się uchylić powieki.. Znajdowała się w jednym z pokoi w rezydencji Mikaelsona. Naprzeciwko łóżka na którym leżała, przy drzwiach stała Caroline. Miała wyraźnie znudzoną minę, jakby chciała być w tej chwili gdziekolwiek indziej .W zamyśleniu przyglądała się swoim paznokciom, ale nagle drgnęła i powędrowała spojrzeniem do wejścia, a po chwili wstała i szybkim krokiem opuściła pomieszczenie. Elena, walcząc z bólem głowy, który pojawił się nagle, gdy się ruszyła, wstała i ostrożnie zaczęła przemierzać pokój. Uchyliła drzwi i wyjrzała na korytarz. Był pusty. Zmieszana, zastanawiała się czy w ogóle jest sens uciekać. To mogła być jej jedyna szansa, ale z drugiej strony bała się co mogłoby się stać Caroline przez to, że jej nie upilnowała. Mimo, że panna Forbes była pod całkowitym wpływem Klausa, to nadal pozostawała jedną z najważniejszych osób w jej życiu. Teraz przez miłość do niej mogła stracić życie. Postanowiła, że spróbuje znaleźć jakiś inny sposób, żeby skontaktować się z Damonem. W tej sytuacji nie wiele mógł zrobić, ale świadomość, że nie miał pojęcia co się z nią dzieje była niepokojąca.
Elena ostrożnie wyszła z pokoju, rozglądając się na boki w poszukiwaniu jakiejkolwiek pomocy. Przemierzała korytarz zaglądając do kolejnych pomieszczeń. Przestraszona, zatrzymała się przy jednym z nich, słysząc po drugiej stronie drzwi hałas. Był to pokój oddalony niewiele od miejsca w którym się obudziła, a Caroline mogła niedługo wrócić, ale mimo wszystko postanowiła sprawdzić, kto tam jest. Ostrożnie uchyliła drzwi i zajrzała do środka. Panował tam półmrok, mimo popołudniowego słońca świecącego na zewnątrz. W samym środku pomieszczenia stał ogromny stół zastawiony wszelkiego rodzaju fiolkami i miksturami. Po prawej stronie pod ścianą stało duże łóżko zajmowane przez ,młodą kobietę o czarnych, lokowanych włosach. Miała przymknięte powieki i wyglądała jakby spała. Jej twarz była skupiona, a ręka spoczywała opiekuńczo na zaokrąglonym brzuchu. Kobieta była w ciąży. Elena przez chwilę patrzyła na nią w milczeniu, ale po chwili zaczęła się cicho wycofywać, stwierdzając, że nie ma to nic co mogło by jej pomóc, a co najwyżej zaszkodzić.
-Szukasz czegoś Eleno?- Kobieta odezwała się wciąż nie otwierając oczu. Miała przyjemny spokojny głos. Zmieszana Elena z początku nie miała pojęcia co zrobić, ale w końcu ciekawość wzięła górę.
-Skąd mnie znasz?- Kobieta słysząc to pytanie uśmiechnęła się lekko, a potem otworzyła orzechowe oczy i powoli z trudem podniosła się na nogi. Była dość niska, ale cała jej postać emanowała siłą i energią.
-Każdy cię tu zna moja droga.- Nieznajoma podeszła do małego stolika stojącego przy przeciwległej ścianie i nalała sobie ze stojącej tam butelki szklankę wody. Elena zbita z tropu stała i wpatrywała się w nią ze zdziwieniem.
-Nie udawaj zdziwienia. Tylko dla ciebie Klaus przyjechał do tej zapadłej dziury, bo ta mała suka znowu postanowiła z nim igrać. Wierz mi, wcale nie mam ochoty tu być.
-Kim jesteś?
-Nazywam się Isleen.- Elena doszła do wniosku, że kobieta na pewno zdaje sobie sprawę, że ta odpowiedź nic nie wyjaśnia, ale postanowiła nie kontynuować, tylko czekała co powie Isleen. Po długich sekundach wpatrywania się w siebie bez celu, kobieta w końcu odezwała się rozbawiona.
-Zakładam, że nie znalazłaś się tu przypadkiem. Czego szukasz?
-Ja... Niczego. Po prostu zabłądziłam.
-Tylko mi nie mów, że szukałaś toalety.- Usta kobiety ułożyły się w uśmiechu. Była ładna, a radość rozświetlała jej twarz.
-Dlaczego mu pomagasz?- To pytanie wyraźnie zbiło z pantałyku Isleen, ale zaraz uspokoiła się i popatrzyła na Elenę uważnie.
-Skąd pomysł, że mu pomagam?
-Mieszkasz tu, a z mikstur wnioskuję, że nie jesteś tylko człowiekiem. Skoro jesteś wiedźmą to na pewno mu pomagasz.
-Nie spodziewałam się po tobie, aż tak rozwiniętej sztuki dedukcji.- Isleen odłożyła szklankę i z powrotem usiadała na łóżku.
-Więc?
-Więc co?
-Dlaczego mu pomagasz?- Elena wyczuwała zniecierpliwienie. Caroline mogła wrócić w każdej chwili, a ona gawędziła sobie z czarownicą zamiast szukać jakiejś pomocy.
-Bo on pomaga mi. Chcesz chyba za dużo wiedzieć Eleno. W twoim stanie zastanowiłbym się raczej nad czymś innym.
-W moim stanie?
-Musisz się pożywić, ale jak widzę jakoś ci na tym nie zależy, a powinno. W końcu teraz nie odpowiadasz tylko za siebie. Swoją drogą niezwykły z ciebie przypadek.- Elena stała w miejscu zastanawiając się o co jej chodzi.
-Przypadek.
-No cóż. Nie często zdarza się wampir w ciąży.- Elene zamurowało. Świat zawirował, a przed oczami pojawiły jej się czarne plamki. Osłabiona oparła się o ścianę próbując przetworzyć słowa Isleen. W ciąży? Przecież to było nie możliwe. Damon był wampirem, a ona człowiekiem. Coś takiego nie powinno mieć miejsca. Powoli otrząsnęła się z szoku. Była pewna, że kobieta się myli, a jednak gdzieś w środku czuła, że to może być prawdą.
-O czym ty mówisz? Przecież to nie możliwe.
-Wierz mi dla mnie to też jest zadziwiające. Ale nie martw się. Nie czeka cię trudna rola matki, bo obawiam się, że nie dożyjesz nawet pierwszego USG. Tak. Na pewno nie dożyjesz, zwłaszcza, że jesteś w ciąży mniej więcej od jednego dnia.- Elene zatkało. Od jednego dnia? Czy ona miała jakiś radar czy coś w tym rodzaju. Przecież takich rzeczy nie da się od tak stwierdzić.
-Żartujesz sobie ze mnie? Od jednego dnia? Serio? Nie mogła wymyślić niczego bardziej oryginalnego.
-Na twoim miejscu nie śmiałabym się. Jestem dość potężną czarownicą, a jako, że sama wiem, co to znaczy, wyczuwam to silniej niż inne czarownice. Właściwie to powinnyśmy trzymać się razem, ale niestety jako przyszła matka powinnaś mnie zrozumieć. Muszę dbać o moje dziecko.- Elena stała osłupiała nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć.
-Jak miło, że już się poznałyście.- Klaus stał w drzwiach przysłuchując się ich rozmowie. Na jego twarzy malował się uśmiech. Tuż obok niego stała dziewczyna z zamroczonymi oczami. Wpatrywała się w przestrzeń przed sobą, jakby nie wiedząc co dzieje się wokół niej.
-Wydaje mi się, że już czas skończyć tą uroczą pogawędkę przyszłych matek, skoro i tak niektórym się nie przyda. Przyprowadziłem ci obiad Eleno.- Brunetka skierowała wzrok, na młodą, zahipnotyzowaną dziewczynę. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że z jej szyi cieknie krew. Na samą myśl o nie, poczuła wszechogarniające pragnienie. Do tej pory nie zdawała sobie sprawy jak bardzo jest głodna. W jednej chwili z jej umysłu odpłynęło wszystko czego się przed chwilą dowiedziała. Rzuciła się na ofiarę zatapiając kły w jej szyi. W krwi odczuła zapomnienie.
-Właśnie tak Eleno.- Słowa dochodziły do niej jak przez mgłę, ale wszystko co dobre kiedyś się kończy. Została odciągnięta od pożywienia, a martwe ciało dziewczyny opadło bezwładnie na podłogę.
-Skoro przemiana już się dokonała, teraz twoja kolej Isleen. Trzeba połączyć pannę Gilbert i panną Pierce.- Klaus uśmiechnął się łobuzersko, a czarownica uniosła rękę w kierunku Eleny i zaczęła szeptać słowa zaklęcia.
-Am expecto serios meo...

                                  
______________________________________________________
Cześć wampirki!
Mam dla Was nowy rozdział. Znowu po długiej przerwie, ale wreszcie jest :D
Co do treści to mam mieszane uczucia. Ciąża Eleny pojawiła mi się zupełnie nagle w głowie i nie wiem, czy Wam się spodoba. Piszcie opinie :D
Pozdrawiam serdecznie :D

poniedziałek, 3 lutego 2014

Rozdział XXXIV

Promienie porannego słońca przedostały się do przestronnego pokoju przez ociężałą zasłonę zalegającą na oknach. Elena niechętnie otworzyła oczy, ale zaraz zmieniła zdanie, bo zobaczyła dokładnie to co chciała zobaczyć. Wszystko było na swoim miejscu. Spokojna twarz Damona spoczywała odwrócona przodem do niej na sąsiedniej poduszce. Spał. Elena przysunęła sie bliżej i położyła rękę na jego policzku naznaczonym przez niewielki, zaledwie kilkudniowy zarost. Nie mogła uwierzyć, że jeszcze wczoraj byli skłóceni. To wszystko było jak mydlana bańka, która pękła z wielkim hukiem, którego teoretycznie nie powinno być. A jednak. Znajdowała się tu teraz, u boku tego nieziemsko przystojnego wampira, który nie dość, że był ideałem, to wybaczył jej tą głupotę którą popełniła. Dziewczyna pochyliła się nad ukochanym i złożyła na jego ustach delikatny pocałunek. W odpowiedzi, zauważyła jak na jego twarz wstępuje uśmiech.
-Dzień dobry.- Damon lekko się przeciągnął i spojrzał na nią z uczuciem.
-Przepraszam, że cię obudziłam. Nie mogłam się powstrzymać.
-Nie szkodzi, wybaczam ci. To w końcu nie twoja wina, że tak działam na kobiety.- Posłał jest szelmowski uśmieszek, a w odpowiedzi dostał jej pięścią w nagi tors.
-Auu... Za co to?
-Już ty dobrze wiesz za co.
-Uważasz, że narozrabiałem? Przepraszam bardzo, ale chyba w obliczu ostatnich zdarzeń to tobie należy się porządne lanie.- Elena spojrzała na niego z niedowierzaniem, ale zaraz potem na jej twarzy pojawiła się skrucha.
-W takim razie, skoro musisz czyń swoją powinność.- Damon tylko uśmiechnął się chytrze, a zaraz potem zaczął ją całować.

                    

                                                 ~*~
Klaus chodził w tę i z powrotem po pokoju. Ostatnio nic mu nie wychodziło i miał niejasne przeczucie, że najgorsze jeszcze przed nim. Teraz musiał działać szybko. Nie było już czasu na zastanawianie się i planowanie. Katherine i tak dostała w gratisie zbyt dużo wolnego, a w tym czasie mogła znaleźć jakiś sojuszników, którym zależało na jego śmierci, a takich na całym świecie na pewno nie brakowało. Przez ponad 1000 lat zalazł nie jednemu za skórę, ale do tej pory był pewien, że nic mu nie zagraża ze strony tych bezbronnych i żałosnych istot od których był znacznie silniejszy. Kto by pomyślał, że na jego drodze stanie chytra i przebiegła żmija i z każdym kolejnym dniem będzie coraz bardziej utwierdzać się w przekonaniu, że jej zwycięstwo jest już bliskie. Niestety chyba niedługo będzie zmuszona pogodzić się z rozczarowaniem.
Klaus zadowolony z siebie, podszedł do biurka i chwycił w dłoń telefon komórkowy. Szybko wybrał numer i przyłożył słuchawkę do ucha. Od razu po drugiej stronie odezwał się męski głos.
-Słucham?
-Przyprowadź mi tu Isleen.- Nie trzeba było nic więcej mówić. Hybryda rozłączyła się, nie czekając na odpowiedź. Sługusy zawsze robiły wszystko co kazał. Po pięciu minutach w drzwiach stanęła czarnowłosa czarownica i uśmiechnęła się lekko w jego stronę.
-Zaczynamy zabawę kochanie. 

                     

                                                 ~*~
Po prawie dwugodzinnym spóźnieniu, Elena wreszcie dotarła do szkoły. Nie miała ochoty ruszać się dziś z domu, ale niestety czekało ją ważne zaliczenie z angielskiego i nie mogła go przegapić. Zbliżał się koniec roku, a co za tym idzie wystawianie ocen i ten cały cyrk. Mimo wszystko nie mogła się skupić, bo cały czas odkąd opuściła sypialnie Damona męczyły ją wyrzuty sumienia. Próbowała uzmysłowić sobie dlaczego tak zachowywała się wobec Alarica i Jenny, a co gorsza Salvatora, chociaż z nim na szczęście udało jej się już pogodzić. To był kolejny powód dla którego w ogóle dziś wstała. W szkole był Ric, a wiedziała, że nie może odwlekać momentu, kiedy będzie musiała go przeprosić. Tak na prawdę nawet nie chciała. Nie potrafiła tak po prostu żyć sobie dalej ze świadomością, że powiedziała coś takiego. Ostrożnie weszła do klasy. Była przerwa, więc na razie nie roiło się w niej od ogłupiałych nastolatków. Ric siedział przy biurku poprawiając jakieś kartkówki. 
-Ekhem...- Elena odchrząknęła i czekała na reakcje ze strony nauczyciela.- Nie przeszkadzam?- Alaric podniósł powoli głowę i spojrzał na nią zaciekawiony.
-Zależy o co chodzi.- Wstał, obszedł biurko i oparł się o nie krzyżując ręce na piersi. Spojrzenie jakim ją uraczył nie pozostawiało złudzeń. Nie był zbyt przyjaźnie nastawiony, ale nie było się co dziwić. Trochę mu w końcu nagadała.
-Ja... Chciała bym cię przeprosić.
-Przeprosić?- Alaric popatrzył na nią z niedowierzaniem.
-No tak. Bo widzisz, ja nie wiem co we mnie wstąpiło. Przepraszam, że się tak zachowałam. Jestem po prostu idiotką.- Zobaczyła jak na jego twarz wstępuje uśmiech.
-Przeprosiny przyjęte. Czekałem tylko, aż to powiesz. W sumie nie byłem na ciebie aż taki zły.- Elena odetchnęła z ulgą, a po chwili podeszła do niego z wyciągniętymi rękami. 
-Przepraszam. Już będę grzeczna.- Alaric przytulił ją i poklepał lekko po plecach, ale w tej chwili rozległ się dzwonek i uczniowie zaczęli się schodzić do klasy. 
-Do zobaczenie później.- Dziewczyna wyszła z pomieszczenia i ruszyła mozolnie w stronę klasy, gdzie miała mieć za chwilę geografie. Nie spieszyła się zbytnio, bo wiedziała, że i tak jest już spóźniona. Minęła kolejny zakręt i zamyśliła się o tym jak przeprosić Jenne, ale wyrosła przed nią jakaś kobieca postać.
-Caroline.
-Cześć kochanie. Myślałam, że już nie zdążę i będę musiała wyrywać cię z lekcji, ale jak widać szczęście mi dziś sprzyja.
-Co? O co chodzi Care?
-Jesteś potrzebna Klausowi.

                    

                                          ~*~
-Elena jak miło, że uraczyłaś nas dziś swoją obecnością.- Caroline zrzuciła brunetkę na ziemie tuż pod nogi hybrydy.- Nie tak ostro Caroline. Przecież nie chcemy, żeby nasz sobowtór się uszkodził.- Elena zobaczyła jak blondynka posyła mu przepraszające i pełne uwielbienie spojrzenie, a zaraz potem odchodzi. 
-Nic nie rozumiem. O co ci chodzi? Przecież miałeś mi dać spokój, a Elijah mówił, że się mną zajmie.
-Elijah jest chwilowo niedostępny, ale nie mów mi, że uwierzyłaś w to co powiedziałem. Serio? Jesteś aż tak bardzo naiwna? Myślisz, że skoro powiedziałem ci, że dam ci spokój to tak będzie? No błagam...- Klaus mówił tak jakby zwracał się do dziecka, co zresztą nawet tak wyglądało, bo dalej leżała na ziemi i patrzył na nią z góry.- W jakim ty świecie żyjesz skarbie?- Popatrzył na nią z pożałowaniem.
-W takim razie możesz mi powiedzieć o co ci chodzi?
-Ależ naturalnie moja droga.- Podszedł do sofy i rozsiadł się na niej wygodnie.- Zacznijmy od początku. Dawno, dawno temu pewna panna zwana Katerina mocno zalazła mi za skórę, kradnąc moją własność. Po niedługim czasie udało mi się ją odzyskać, ale pech chciał, że winowajczyni  uciekła i tak graliśmy w kotka i myszkę przez pół wieku. Tylko, że myszka się zbuntowała i ponowiła próbę skradnięcia mojej własności. I tym razem jej się udało. Było to mniej więcej miesiąc temu, tylko,że tym razem szczęście mi nie dopisało i panna Petrova sprawiła mi trochę więcej kłopotu niż sądziłem.
-A co ja mam z tym wspólnego?
-Właśnie do tego zmierzam.- Popatrzył na nią z politowaniem i dalej ciągnął swoją "bajkę".- No więc, sobowtóry mają pewną charakterystyczną cechę. Jeśli są przedstawicielami tego samego gatunku, bardzo prostym zaklęciem można je ze sobą połączyć. Mając władze nad jednym masz też władzę nad drugim. Wystarczy rozkazać. No i tu wkraczasz ty. Wnioskuję, że znasz już swoją rolę w tej historii?- Uśmiechnął się szyderczo.
-Czego chcesz od Katherine?
-Chcę, żeby oddała mi moją własność.
-Czyli?
-Pewną szkatułkę zawierającą cenną zawartość.
-Więc ja jestem potrzebna...?
-Serio? Dalej nie rozumiesz?- Przewróciła z niedowierzaniem oczami.- Myślałem, że jesteś bystrzejsza. Połącz was i rozkaże żeby przyjechała do Mystic Falls i oddała moją własność. Już rozumiesz?- Elena patrzyła na niego przerażona i nie mogła wydobyć z siebie słowa. Próbowała poukładać sobie to wszystko w głowie, ale nie potrafiła. Chciała, żeby to był tylko jakiś głupi sen. Wreszcie przełamała się bo męczyła ją jeszcze jedna niewiadoma.
-Powiedziałeś, że muszą być przedstawicielami tego samego gatunku.
-No właśnie. Trzeba chyba coś z tym zrobić prawda? Katherine nie może być z powrotem człowiekiem, ale ty...- Wstał i zaczął iść w jej stronę. Elena zaczęła się cofać coraz bardziej przerażona, aż z jej plecami wyrosła ściana.
-Klaus... Proszę cię. Nie rób tego... Błagam...- Hybryda kucnął przed nią i uśmiechnął się. Oczom Eleny ukazały się błyszczące kły które przekuły sobie skórę na nadgarstku. Elena poczuła w ustach metaliczny smak, gdy zmusił ją do wypicia krwi. Potem chwycił jej głowę w ręce i ostatni raz spojrzał jej w oczy.
-Wspominałem już, że sobowtór na którym zostanie wykonane zaklęcie zginie kiedy będzie po wszystkim?- W oczach Eleny błysnęło jeszcze przerażenie, a potem Klaus skręcił jej kark.

                    
_______________________________________
Witajcie!! 
Rozdział dodaje z dwudniowym opóźnieniem, ale cały weekend miałam zajęty. W sobotę siostra miała zawody, a po południu przyjaciółka urodziny, a w niedzielę byłam u rodziny, więc nie miałam kiedy dodać nn. Ale teraz już jestem. 
W tym rozdziale no cóż... Deleny nie ma zbyt wiele, ale opowiadanie nie może się skupiać tylko na tym. Postawiłam dziś na Klausa, który wreszcie wprowadził w życie swój plan. Skoro już do tego doszło to muszę Was z przykrością uprzedzić, że w tym blogu nie zostało już mi zbyt wiele do powiedzenia. Kiedy rozwiąże się sytuacja z Klausem, obawiam się, że wszystko będzie zmierzało ku końcowi. Prawdopodobnie nie długo zakończę tą historię. Jeszcze nie wiem dokładnie ile mi zostało, bo wszystko wymyślam na bieżąco. To jest głównie powód dla którego chcę to zakończyć. Nie mam pomysłów na dalszy ciąg i szczerze mówiąc trochę cienko z komentarzami, które by mnie motywowały. Z drugiej strony jest jeszcze blog o Klaroline, który mnie wciągnął i po prostu trochę sobie nie radze z oboma historiami na raz, bo wszystko mi się plącze.
Póki co jeszcze się nie żegnam. Pozostało jeszcze trochę do opowiedzenia i będę dalej kontynuować, to co zaczęłam, bo nie lubię zostawiać niedokończonych spraw.
Jeśli ktoś ma jakiś pomysł, który mógłby mi pomóc w zakończeniu, to chętnie Was wysłucham :D 
Nowy rozdział jak zwykle za dwa tygodnie w sobotę. :D 
Pozdrawiam Was serdecznie i do zobaczenia ~ Annabelle

sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział XXXIII

Damon szedł wściekły przez ciemne ulice, a w jego głowie biło się pełno myśli. Był zły na siebie, że się w to wmieszał. W końcu nie są już z Eleną razem, więc nie miał prawa jej czegoś zabraniać, zwłaszcza, że sam ostatnie godziny spędził w towarzystwie kilkunastu dziewczyn. W prawdzie każda z nich skończyła jako obiad, ale to nie zmieniało faktu. Do ostatniej chwili liczył, że może Elena wyjdzie za nim, ale najwyraźniej musiała zająć się tym dupkiem wijącym się z bólu na parkiecie. Swoją drogą nie najgorzej mu to wyszło. Wampir uśmiechnął się sam do siebie i zaczął kierować się w stronę pensjonatu.

              

                                         ~*~
Elena obudziła się rano z bólem głowy. Wczoraj wróciła dość późno, ale pamiętała, że Damon sprał gówniarza, który ją obmacywał. W sumie nie miała nic przeciwko temu, czemu nie, ale wampir jak zawsze musiał się wpieprzyć. Przecież nie była na tyle głupia, żeby puszczać się z tym małolatem. Po prostu chciała się trochę zabawić kosztem dzieciaka, odreagować. Zwlekła się z łóżka i pomaszerowała do łazienki, gdzie połknęła środki przeciwbólowe i wykonała standardowe czynność poranne. Gotowa zeszła na dół i zaczęła przygotowywać sobie omlet.
-Eleno, co to miała być z akcja z Rickiem?- Jenna wpadła do kuchni i od razu zaczęła przesłuchanie. Dziewczyna wywróciła oczami i spojrzała na ciotkę spode łba.
-A co? Już się poskarżył?
-Nie życzę sobie już więcej takich uwag dotyczących naszego związku rozumiemy się?- Jenna wydawała się wściekła co potwierdzał fakt, że jeszcze nigdy na nią nie krzyczała. Trochę to było dziwne jak na ciotkę, ale pewnie niedługo się przyzwyczai. Przez dłuższą chwilę Elena i Jenna mierzyły się wzrokiem, a kiedy dziewczyna nic nie odpowiedziała, ciotka wyszła wściekła z domu trzaskając drzwiami. Zupełnie jak Alaric. Po prostu bratnie dusze. Elena uśmiechnęła się i wpadł jej do głowy nowy pomysł. Dlaczego by nie po wkurzać jeszcze trochę Damona. W końcu on zepsuł jej wczoraj zabawę, więc dlaczego by nie zepsuć jemu całego dnia? Zdecydowana, złapała z komody kluczyki do auta i wyszła w falę porannego światła.

                   

                                          ~*~
Damon leżał ogromnym łóżku gapiąc się w sufit. Nie chciało mu się wstać i nie miał do tego żadnej motywacji. Mógł na przykład znowu pozabijać kilka niewinnych duszyczek, ale po co? Napoi się i potem znowu nie będzie miał co robić. Wczorajsza sytuacja dziwnie go rozbiła, czy coś takiego. W każdym razie już nie czuł się tak dobrze ze swoją wolnością. Damon leżał tak jeszcze chwilę rozważając wszystkie za i przeciw, życia bez Eleny, gdy z zamyślenia wyrwało go pukanie do drzwi. Było dość wcześnie, ale nie za bardzo interesowało go kogo niesie. Nie ruszał się z miejsca, ale gdy pukanie nie ustawało, zerwał się, szybko nałożył spodnie i w wampirzym tempie znalazł się przy drzwiach.
-Mam nadzieję, że to jakaś ważna sprawa, bo...- W drzwiach stała Elena przyglądając się z niemałą satysfakcją, jego nagiemu torsowi. A może mu się tylko wydawało. W każdym razie stała tam, ubrana w rurki i bluzkę na ramiączkach.
-Elena.
-Jak miło, że pofatygowałeś się i otworzyłeś.- Przeszła koło niego kierując się do salonu i rozsiadła się wygodnie na sofie, a Damon stanął oparty o framugę w drzwiach.- To co? Będziesz tak stał czy może nalejesz mi coś mocniejszego?- Wampir podszedł do barku i zrobił jej drinka, po czym usiadł w fotelu i przyglądał jej się z nie małym zaciekawieniem.
-Co cię sprowadza?
-Mam jedno pytanie. Po jaką cholerę się wtrącałeś?- Damon wydał się zdziwiony, ale zachował zimną krew i odpowiedział po chwili.
-A co miałem czekać, aż pójdziesz z nim do łóżka?
-Trzeba było poczekać na swoją kolej.
-Na moją kolej?! Chyba żartujesz! Uważasz, że będziesz się puszczać z każdym dookoła, a potem spać ze mną? Chyba ci się coś pomyliło!- Damon wstał i zaczął chodzić wściekle po pokoju. Złapał stojący na stoliki wazon i rzucił nim o ścianę. Elena przyglądała się tej scenie zazdrości z nie małą satysfakcją, bo w końcu o to jej chodziło.
-Spójrzmy prawdzie w oczy Damonie. Żadnej nie przepuścisz. Prędzej czy później i tak błagałbyś mnie żebym do ciebie wróciła.- Oczy wampira zwęziły się tak, że wyglądał teraz jak prawdziwy drapieżnik. Zapewne to właśnie one przyciągały by największą uwagę, gdyby nie fakt, że jego umięśniony tors był całkowicie odsłonięty. W jednej chwili Damon znalazł się przy niej, szarpnął ją i przycisnął do ściany.
-Uważasz, że będę cię błagać?- Uśmiechnął się do niej przebiegle, tak, że poczuła dreszcze. Patrzyła w te hipnotyzujące oczy, ale zaraz się otrząsnęła.
-Jesteś facetem. Długo nie wytrzymasz. Może powiesz z iloma już spałeś od kiedy się rozstaliśmy?
-Choler jasna Eleno!- Jego ręka uderzyła w ścianę, koło jej głowy, tak, że zostało w niej wgłębienie. Dziewczyna mimowolnie się skurczyła i czekała na dalszy rozwój wydarzeń.
-Nigdy bym cię nie zdradził rozumiesz?- Złapał ją za ramiona i potrząsnął.- Nigdy. I nigdy nie będę cię o nic błagał. Zwłaszcza nie o to. Okazuje się, że jednak nie znasz mnie tak dobrze. Powinnaś wiedzieć, ze ja zawsze biorę to co chcę. Nigdy nie pytam o zgodę.- Na twarzy Eleny pojawiło się zdziwienie pomieszane ze strachem, kiedy wampir zaczął ją namiętnie całować. Wyrywała się i próbowała go odepchnąć, ale był za silny. Jego ręce błądziły po jej ciele, a dziewczyna powoli przegrywała tę nierówną walkę. Wiedział, że nie ma sensu się bronić, więc skapitulowała, poddając się mu. Damon wyczuł to i jego pocałunki stały się trochę spokojniejsze, ale nadal namiętne, jakby bał się, że Elena zaraz zniknie. Ściągnął jej bluzkę i wziął na ręce. Chwile później leżeli w jego sypialni. Idąc tu Elena miała inny plan, ale Damon sam układa scenariusze. Tego nie mogła przewidzieć. Teraz chciała już tylko jego.

                    

                                        ~*~
Oboje leżeli wykończeni, a między nimi unosiła się nieprzyjemna cisza. Żadne z nich nie wiedziało co powiedzieć, bo nikt tego nie planował. Właściwie nie byli już razem, a mimo to cały czas ich do siebie ciągnęło. Nie potrafili się od siebie oderwać, co dopiero co znalazło swoje potwierdzenie w tym co zrobili.
-Żałujesz?- Głos Damon przerwał natrętną ciszę, a jego wyraziste oczy zaczęły błądzić po jej twarzy.
-Ja...- Elena biła się z myślami. Nie miała pojęcia co odpowiedzieć. Wiedziała, że nie powinna do tego dopuścić, ale jednocześnie cieszyła się, że to miało miejsce.-Nie. Nie żałuje.- Uśmiechnęła się do niego nieśmiało, a on przytulił ją do siebie.
-Przepraszam za tego gówniarza. Chyba trochę za mocno go potraktowałem.- Elena uniosła się na łokci i zaczęła jeździć ręką po jego torsie patrząc mu w oczy.
-No coś ty. To było takie męskie. Należało mu się.- Oboje zaczęli się śmiać, a Damon znów poczuł to dziwne uczucie w sercu, którego tak mu brakowało przez ten krótki rozłąki.

              

                                          ~*~
-Isleen, moja droga, czy mogłabyś mi wytłumaczyć, co do cholery Elena robi z Damonem, z którym podobno się pokłóciła?- Klaus wszedł do pokoju czarownicy ze sztucznym uśmiechem na twarzy.
-Nie mam pojęcia. To twoje głupie hybrydy odpowiadają za jej śledzenia. Ja tylko rzuciłam czar.
-No właśnie. Mogę w takim razie cię oświecić. Nasz sobowtór właśnie w dość wyrazisty sposób godzi się ze swoim chłopakiem wampirem, chociaż jak stwierdziłaś są skłóceni.- Klaus zacisnął wargi i patrzył przenikliwie na zdziwioną twarz Isleen.
-Nie mam pojęcia o co chodzi.- Czarownica wertowała kartki księgi, a jej zdziwienie z każdą siłą rosło.- To zaklęcie jest bardzo stare i nie zawodne.
-Najwyraźniej się pomyliłaś.
-Nie możliwe. Klaus to po prostu nie możliwe. Chociaż... Jakby się tak zastanowić,  to Elena jest sobowtórem Petrovej. Zaklęcie może na nią działać łagodniej. I z tego co widzimy, tych dwoje łączy coś na prawdę silnego.
-Gówno mnie to obchodzi co ich łączy. Masz zrobić coś, żeby ona została sama, rozumiemy się Isleen?

                  
_________________________________
Hej :D
Tak jak obiecałam dodaje nowy rozdział. Tym razem trochę dłuższy, ale wydaje mi się, że akcja trochę pędzi. To moje zdanie. Nie wiem jak uważacie Wy więc piszcie w komentarzach. Dziś dużo Deleny, jako, że pewnie się za nią stęskniliście. Niestety musze Was zmartwić. To jeszcze nie koniec kłopotów i zawirowań :)
Właśnie. Komentarze. Proszę Was komentujcie. Zdaje sobie sprawę, że po tak długiej przerwie jaką miałam, wiele osób zapomniało o moim blogu, ale jeśli czytacie to napiszcie co sądzicie, bo to mi pomaga :D
Zapraszam na mojego drugiego bloga o Klaroline ---> KLIK Tam dopiero 5 rozdziałów, więc zapraszam do czytania :D
Nowy rozdział będzie 1 lutego, czyli tradycyjnie za dwa tygodnie :D
A i jeszcze zamieszczam link do szablonowni, bo zostałam o to poproszona :D KLIK Mój szablon zrobiła Enchanted Luna :D
Tak, że komentujcie i miłego czytania ~ Annabelle

środa, 8 stycznia 2014

Rozdział XXXII

-Eleno powiesz mi co tu się do cholery dzieje?- Alaric przeszywał dziewczynę bacznym spojrzeniem, pod którym każdy by zmiękł, ale ją najwyraźniej to nie obchodziło. Leżała rozciągnięta na sofie i zmieniała kanały w telewizji, specjalnie zwiększając głośność, żeby  zagłuszyć mężczyznę.
-Jestem zajęta nie widzisz? Mógłbyś z łaski swojej nie panoszyć się po moim domu? – Podniosła się na łokciu i spojrzała na niego z dziwnym grymasem na twarzy. – To, że od czasu do czasu prześpisz się z Jenną nie znaczy, że od razu musisz mnie wychowywać. Nie masz przypadkiem jakiś sprawdzianów do poprawienia? W tym pokoju zrobiło się chyba zbyt tłoczno jak na nas dwoje.- Uśmiechnęła się do niego kpiarsko nie zwracając uwagi na zdziwienie malujące się na jego twarzy i powróciła do oglądania jakiegoś sitcomu.
-Od kiedy zachowujesz się jak wiedźma Kahterine?- Alaric nie mógł się nie odciąć za uwagę dotyczącą jego i Jenny. Na prawdę kochał tą kobietę, dlatego martwiło go zachowanie Eleny. Ostatnio nawet Jeremy był dziwnie spokojny, ale usłyszeć coś takiego od tej  ułożonej dziewczyny?
-Od kiedy ty bawisz się w wybawcę narodów.
-Chyba musiałaś nieźle zajść za skórę Damonowi.- Zdawało mu się, że Elena drgnęła na to imię, ale nawet jeśli tak było od razu się opanowała.
-Nie twoja sprawa. Idź sprawdź czy cię nie ma w innym pokoju, a najlepiej gdzieś poza tym domem.- Chwilę później Elena usłyszała trzaśnięcie drzwi. Wzruszyła ramionami zaczęła dalej skakać po kanałach, jednak coś nie dawało jej spokoju. Musiała przyznać, że takie zachowanie było dość dziwne jak na nią. Była pewna, że Alaric się nie obraził, ale mimo wszystko czuła, że w pewnym stopniu mu dopiekła. Może nie jakoś bardzo, ale jednak. Gorzej natomiast było z Damonem. Z słów Rica wywnioskowała, że coś z nim nie w porządku. W gruncie rzeczy nie było się czemu dziwić. Powiedziała mu kilka gorzkich słów, ale nawet jeśli tak to trudno. Nie będzie już dłużej godziła się na to żeby decydował za nią przez całe życie. Wstała i wyłączyła telewizor. Już wystarczająco długo użalała się nad sobą, teraz przyszedł czas na zmiany. Elena wyjęła z kieszeni czarnych rurek komórkę i wybrała numer Bonnie , ale po chwili wściekła urwała połączenie. Przez to wszystko zupełnie zapomniała o tym co zrobiła jej przyjaciółka. No tak. Wspaniała czarownica zawarła jakąś idiotyczną umowę z Elijahem niby po to żeby mnie „chronić”. Elena parsknęła cicho i szybkim krokiem wyszła w domu.

                      
                                                ~*~
-Drogie panie ja stawiam.
Damon starał się przekrzyczeć  głośną muzykę rozchodzącą się po sali niedawno otwartego w Mistic Falls klubu, kiedy zwracał się do dwóch młodych blondynek wpatrzonych w niego jak obrazek. Usiadł między nimi przy barze i przywołał barmana.
-Trzy razy czystą.- Mężczyzna podał im alkohol i z nie małym zdziwieniem przyglądał się jak wlewali w siebie kieliszek za kieliszkiem. Co prawda nie raz widział podobne sceny, ale zazwyczaj dana osoba padała zalana już po kilkunastu razach, natomiast po czarnowłosym mężczyźnie nie było nawet widać oznak tego, że jest choć trochę pijany. Za to towarzyszące mu dziewczyny cały czas chichotały i chwiały się na krzesłach.  
-No to co? Idziemy zatańczyć?- Damon posłał obu szelmowski uśmiech. Wiedział, że i tak się zgodzą i w zasadzie nie musiał się starać, ale czuł, że znowu może żyć jak mu się podoba, bez ograniczeń, bez Eleny i bez Katherine. Dlatego postanowił korzystać z tego życia dopóki nie stoczy się na samo dno, a widział, że coś takiego na pewno nastąpi. Zbyt wiele razy przeżywał coś takiego by nie znać skutków. Będzie pił alkohol i krew, zabijał, bawił się, a na koniec przestanie cokolwiek odczuwać. Poczucie winy, tęsknota za Eleną, miłość do niej. Wszystko się skończy. Nie był pewien czy tego chce, ale nie interesowało go to teraz. Teraz był on, dwie dziewczyny i parkiet na który właśnie wchodzili. Wmieszali się w tłum tańczących ludzi, wśród których górowała głównie młodzież. Dziewczyny od razu zaczęły niepewnie tańczyć wokół Damona, a on przyglądał się temu z uśmiechem. Biedne dziewczyny. Nie wiedziały jeszcze, że zaraz staną się marną przekąską. Damon jeszcze raz się uśmiechnął i zaczął razem z nimi tańczyć, ale już chwilę później stanął nieruchomo, patrząc w stronę gdzie jeszcze przed chwilą podrywał wijące się przy nim dziewczyny. Teraz ich miejsce zostało zajęte. Siedziała tam brunetka popijająca drinka, a obok niej kręciło się kilku młodocianych facetów.
-Elena.- Tańczące przy nim dziewczyny nie usłyszały szeptu, który wydobył się z jego ust, zbyt skupione na wykonywanej czynności. Damon cały czas stał nieruchomo przyglądając się jak jakiś gówniarz obejmuje Elenę i  jeździ rękę po jej plecach, a jego dziewczyna spokojnie na to pozwala. Chciał tego nie widzieć, chciał nie przejmować się tym. Jeszcze dziś przed południem stwierdził, że nie obchodzi go już co będzie się działo z tą idiotką, która beznadziejnie ufa Pierwotnemu, ale czuł, że jego wytrzymałość jest na granicy zwłaszcza, że ręka małolata zaczęła niebezpiecznie zjeżdżać coraz niżej. Damon ruszył w ich stronę odpychając brutalnie osoby na parkiecie. Wcześniej wszystkie odgłosy mieszały się, ale w miarę jak zbliżał się do Eleny coraz wyraźniej słyszał jak ten palant ją komplementuje. W jednej chwili zdarł go z krzesła, a jego pięść zderzyła się z twarzą chłopaka. Oszołomiony dzieciak nie wiedział co się dzieje, ale mimo wszystko próbował się bronić, co według Damona było żałosne. Dołożył mu jeszcze raz w brzuch, aż ten padł na podłogę krztusząc  się. Wokół zrobiło się zamieszanie, a muzyka ucichła. Ludzie zbiegali się chcąc obejrzeć dalszą cześć. Spojrzenia Eleny i Damona spotkały się, ale tylko na chwilę.
-Koniec przedstawienia. Możecie wracać do zabawy.- Głos Damona roztoczył się po Sali. Ludzie zaczęli się powoli rozchodzić. Niektórzy pomagali wstać chłopakowi, inni rozmawiali między sobą przyciszonymi głosami, a jeszcze inni odprowadzali wzrokiem Damona  kierującego się do drzwi, które po chwili się za nim zamknęły.

                            

Witajcie z powrotem Kochani!
Nawet nie chcę liczyć jak długo mnie nie było. Pewnie większość z Was już zapomniała co działo się w poprzednich rozdziałach. Nie dziwi mnie to, bo szczerze mówiąc ja też musiałam sobie przypomnieć. W skrócie: Elena została porwana przez Elijaha, okazało się, że pomaga mu Bonnie. Caroline została przemieniona w wampira przez Klausa, którego wreszcie spotkała Elena. Damon i Elena pokłócili się i tak jakby rozstali.
W sumie nie ma chyba sensu tu tego pisać, bo po przeczytaniu nn pewnie już mniej więcej wiecie o co chodzi, ale co tam.
Chciałabym Was serdecznie przeprosić za moją strasznie długą nieobecność. Nawet nie wiecie jaka jestem na siebie zła, że tak bardzo zaniedbałam tego bloga. Niestety za dużo uwagi poświęcałam temu o Klaroline. Ale teraz to się już zmieni.
Następna notka na 100% pojawi się w sobotę 18 stycznia.
Co do tego rozdziału to uważam, że nie jest najgorszy, ale wydaje mi się, że za mało w nim dialogów. No cóż. Męczyłam się nad nim dwa dni, trochę trudno mi było znowu się wkręcić, więc musicie mi wybaczyć. W następnej notce postaram się to poprawić. J
A co Wy sądzicie o rozdziale?
Zapraszam na mojego drugiego bloga ---> KLIK
Pozdrawiam ~ Annabelle