sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział XXXVI

Jesienna pogoda coraz bardziej dawała się we znaki mieszkańcom Mystic Falls. Przez ulicę przechodzili ludzie trzymający w rękach parasole, śpiesząc się byle tylko jak najszybciej znaleźć się w jakimś suchym miejscu. Do całej tej scenerii nie pasowało tylko jedno. Ciemnowłosy mężczyzna szedł chodnikiem, szybkim krokiem, w ogóle nie zwracając uwagi na spadające na niego krople. Miał skupioną twarz i oczy skierowane w ziemie. Zatrzymał się przy Mystic Grillu i wszedł do środka poprawiając ręką przemoczone włosy. Podszedł do baru i przysiadł się do Alarica. Mężczyzna popatrzył na niego z lekkim zdziwieniem.
-Damon? Co ty tu robisz stary? Myślałem, że jesteś z Eleną.- Wampir popatrzył na niego lekko rozkojarzonym spojrzeniem, tak bardzo nie pasującym do tej pewnej siebie twarzy. Gestem ręki skinął na kelnera, którego znał już dobrze, jako, że był stałym bywalcem baru i szybko opróżnił kieliszek. Alaric przyglądał mu się marszczą brwi. Już myślał, że Damon nie odpowie na jego pytanie, kiedy wreszcie przerwał ciszę.
-Znowu ją zawiodłem.- Alaric popatrzył na niego pytająco.                                                                   
-Obiecałem, że będę ją chronił, a ona... ona zniknęła. Znowu.- Przez twarz Saltzmana przemknęło zdziwnie.
-Żartujesz sobie stary?! Twoja dziewczyna zniknęła, a ty tak po prostu tu sobie siedzisz i użalasz się nad tym jak to ją zawiodłeś. Rusz się Damon. Dźwignij dupę z krzesła i zrób coś do cholery zanim będzie za późno!- Przez chwilę Salvatore wyglądał jakby nic z tego do niego nie dotarło, ale nagle jakby oprzytomniał. Słowa Rica podziałały na niego jak kubeł zimnej wody. Nie miał pojęcia co go tak zamroczyło, ale to teraz nie miało znaczeni. Zerwał się z krzesła w nagłym przypływie złości na osobę, która odważyła się skrzywdzić najważniejszą kobietę w jego życiu. Klaus. Wiedział, że w pojedynkę nie ma z nim szans, ale czuł, że wie co powinien zrobić.
-Stary, potrzebuję twojej pomocy.- Alaric uśmiechnął się szelmowsko.
-Myślałem, że już nie poprosisz.

                  

                                      ~*~

Ciepłe promienie słoneczne ogrzewały pustą plażę na Maderze. Szła przez nią kobieta o ciemnych włosach i zagadkowym spojrzeniu. Rozglądała się wokoło, rozkoszując się ciszą i spokojem. O tej porze roku niespotykana była tak mała liczba turystów na Portugalskiej wyspie, ale akurat na tym prywatnym odcinku plaży nie było to dziwne. Kobieta idąc, skierowała swoje kroki w stronę ogromnej willi położonej zaraz obok. Brnąc przez piasek, dotarła w końcu na taras gdzie rozsiadła się wygodnie na leżaku. Po chwili obok niej pojawił się mężczyzna ubrany jedynie w strój kąpielowy. Uśmiechnął się do niej szeroko na powitanie.
-Nie sądzisz, że taka sceneria do nas nie pasuje? Co się z nami stało? Jak to możliwe, że wielka Katherine Pierce zaszyła się na tej wysepce z dala od cywilizacji?
-Daj spokój Stefan. Przecież wiesz, że to tylko chwilowe rozwiązanie.- Kobieta popatrzyła na niego z pod przymrużonych powiek.- Cieszmy się tym co mamy.- Stefan zmarszczył brwi, ale nic nie odpowiedział, tylko usiadł przy stoliku i wyciągnął nogi przed siebie. Na chwilę nastała cisza, przerywana jedynie szumem fal uderzających o brzeg, ale zaraz potem kobieta wstała i ruszyła w stronę oszklonych drzwi.
-Przydałby mi się prysznic. Jak chcesz możesz do mnie dołączyć.- Katherine posłała mężczyźnie wymowne spojrzenie, na co on tylko wzruszył ramionami. Pokręciła głową z niedowierzaniem i weszła do środka. Salvatorowi wciąż było trudno przyzwyczaić się do tej sytuacji. Jaki normalny mężczyzna odmówiłby w takiej sytuacji, zwłaszcza, że spędzili już wspólnie kilka ciekawych nocy? Katherine była pewna, że nawet gdyby nie wiadomo jak bardzo się starała, to w jego głowie wciąż siedzi Elena. Kochana, słodziutka Elena.
Katherine sfrustrowana zrzuciła z siebie koszule i weszła pod zimny prysznic, spłukujący z jej ciała wszystkie problemy. Po tej relaksującej czynności wyszła z kabiny i owinęła się ręcznikiem i podeszła do śnieżnobiałej umywalki nad którą wisiało ogromne lustro. Zaczęła się w nim przeglądać badające rysy swojej twarzy. Jak zawsze piękna i to nigdy się nie zmieni.
Zadowolona z siebie, schyliła się, chcąc wyciągnąć z szafki pod zlewem szczotkę. Gdy z powrotem zwróciła wzrok na swoje odbicie zamarła w niemym okrzyku przerażenia. Nie to spodziewała się zobaczyć. Tuż za nią w lustrze mieniła się w porannym słońcu postać Klausa. Kobieta, przerażona, nie miała nawet odwagi się odwrócić. Stała tylko wpatrzona w jego zadowoloną twarz. Spodziewała się, że zaraz rzuci się na nią, albo przebije ją kołkiem, ale nic takiego się nie wydarzyło. Zamiast tego Pierwotny odezwał się tym swoim głębokim głosem i brytyjskim akcentem.
-Długo kazałaś mi siebie szukać Katerina. Przyznam, że powoli zaczynało mnie to irytować, ale wszystko dobre co się dobrze kończy, nieprawdaż moja droga?- Kobieta nie mogła wydusić z siebie słowa. Jak zahipnotyzowana wpatrywała się w jego odbicie.
-Widzisz, od zawsze w mojej rodzinie występowała pewna cecha. Upór. Mikealsonowie nigdy się nie poddają, a przy okazji nienawidzą zdrajców. Zawiodłaś mnie Katerina. Teraz chciałbym, żebyś oddała mi moją własność. Masz przyjechać do Mystic Falls z moja szkatułką, rozumiemy się?- W pierwszej chwili Katherine poczuła lekkie rozbawianie, ale nie miała pojęcia co je spowodowało. Może po prostu wydało jej się to śmieszne, skoro Klaus sądził, że zgodzi się na wszystko. A jednak. Poczuła, że musi to zrobić. Coś wewnątrz niej krzyczało, że tak trzeba. Zdziwiona swoim zachowaniem, wolno kiwnęła głową w stronę jego odbicia na znak zgody i odwróciła się, ale jego już nie było.

                     

                                      ~*~
-I jak poszło?- Isleen swoim głosem przerwała kontakt wzrokowy Klausa i Eleny.
-Tak jak się spodziewałem. Zaklęcie działa. Właśnie za pośrednictwem naszej drogiej Eleny sprowadziłem tą małą sukę z powrotem do Mystic Falls.- Pierwotny uśmiechnął się szeroko.
-A co z nią?- Isleen wskazała wzrokiem na pannę Gilbert siedzącą na podłodze z niewidzącym wzrokiem wbitym w ścianę.
-Ty mi powiedz. Nie jestem specjalistą w tej dziedzinie.- Czarownica zaczęła obchodzić dziewczynę w około uważnie jej się przyglądając.
-Chyba jest w jakimś szoku. Dodatkowo destrukcyjny wpływ zaklęcia już chyba zaczął działać.
-Wygląda na to, że problem co z nią zrobić niedługo rozwiąże się sam.- Gdyby nie okoliczności, Klaus nie zabiłby tej dziewczyny. Był pewien, że pozwoliłby jej żyć sobie spokojnie u boku tego głupka z dzieciaczkiem u boku, ale cóż. Taki los. Tak się złożyło, że była mu potrzebna i nic na to nie dało się poradzić. Skutki zaklęcia były takie, a nie inne, więc teraz nie było co się już nad tym zastanawiać. Klamka zapadła. Elena Gilbert niedługo pożegna się z życiem.


            

                                      ~*~
-Więc uważasz, że powinienem ci pomóc, ponieważ…?- Elijah przyglądał się bacznie Damonowi, jakby chciał odgadnąć jego myśli. Zdziwiło go nieoczekiwane pojawienie się Salvatora. Właściwie nie miał nawet pojęcia jak udało mu się go znaleźć, ale teraz nie to było ważne. Po zniknięciu Eleny utrzymywał stały kontakt z Bonnie i z tego co wiedział nie wszystko układało się dobrze, ale miał związane ręce. Klaus postarał się o to, żeby skutecznie go wyeliminować z gry porywając Lexi w obliczu czego, starszy Mikaelson był bezsilny. Długo zajęły mu poszukiwania przyjaciółki, ale gdy okazały się owocne postanowił dokończyć sprawę z panną Gilbert. Musiał zadbać o to, żeby nikt już nie ucierpiał z ręki jego brata.
-Ponieważ, już wcześniej byłeś chętny, żeby się wmieszać w tą sprawę, więc nie uwierzę, że tak nagle przestałeś się interesować.- Pierwotny uniósł brwi w geście niedowierzania, ale nic nie odpowiedział. Postanowił potrzymać go trochę w niepewności. Podobała mu się determinacja Salvatora i nawet podziwiał takie oddanie, bo chociaż żył już ponad tysiąc lat, rzadko zdarzało się coś takiego zobaczyć. Damon dalej ciągnął swój monolog wymieniając coraz to nowe powody, dla których Elijah powinien mu pomóc w czasie, gdy Pierwotny wstał i nalał sobie szklankę wody.
-Zgadzam się.- Damon, zbyt pochłonięty mówieniem początkowo, nawet tego nie usłyszał, ale już po chwili przerwał w pół zdania patrząc zdziwionym wzrokiem w stronę towarzysza.
-Zgadzasz się?
-Oczywiście. Nie wiem, co cię tak dziwi. W końcu już wcześniej ofiarowałem swoje wsparcie. 

                 
______________________________________________
Hej, hej!! :D 
Nowy rozdział trochę chaotyczny, ale nie dałam rady tego zmienić. Wydaje mi się, że za dużo się dzieje, ale nie wiem, czy to plus czy minus. 
Przyznam, że dobrze mi się pisało ten rozdział. Mogłam przenieść akcję z dala od Mystic Falls, chociaż na chwilę i wróciło wiele osób. Katherine, Stefan, Elijah. Właściwie, to nie wiem dlaczego usunęłam Pierwotnego na tak długo. Gdzieś mi się po drodze zgubił i musiałam wymyślić powód dla którego go tak długo nie było. Dobrze, że kiedyś tak, kiedyś wspominałam o jego przyjaźni z Lexi (zakładam, że już nie pamiętacie, bo ja sama musiałam tego długo szukać xd)
W każdym razie jestem nawet zadowolona, oczywiście nie jest idealnie, ale w miarę :D 
Na końcu jeszcze informacja. Dodałam zakładkę Informowani. Jeśli ktoś chce być powiadamiany o nowej notce piszcie w komentarzu. Tak będzie mi dużo łatwiej, bo gubię się już w tym wszystkim :D 
Pozdrawiam Was i zachęcam do komentowania ~Annabelle